Eksperyment nie lada - tom poezji w postaci jednego posta - szał w karmniku
(znaczna część poniższych wierszy do znalezienia w "Tyglu Kultury", "Arteriach" oraz "Red.")
PRAGNIENIE
TROPIKÓW
hipoterapia
zakręć zatrzymaj
ten żółty pod palcem
to czarny
ląd
zwierzę
czterokopytnie beznogie
głowa konia z okiem
jezioro wiktorii
i somalijskie ucho
podrap za
połóż na
się
pojeźdź
mejdynczajna
skwierczę
w skwarze gotuję
instant in statu
nascendi
skośne mętne żółtawe
mieszam chochlą
jak wiedźma
bulgoczę masturbuję
z chińskich ziół
ciągnione treści
w trawie leży lao-tse
lao mówi
słowa nie są piękne
piękne słowa
nie są prawdziwe
lao dobrze mówi
duchota i mandaryński
benzoesan adidasa
aspartam z melaminy
chinina z chiniątek
wilgoć
na czole mao
na stopie but
mój szu najki szu
lao
zakopał w bluszczu
najki koloru blu
krzyż
nakreślam w powietrzu
wystachurz się
buty z cholewami
jeszcze niedeptane
choć je wychodź
no chodź
stare psy
nocą popierdują
jęczą koty
w mirabelkach
naiwna
cała jaskrawość
w tu i teraz
liście unoszą basen
siostro
zobacz
nim za późno
aborygenizacja
koala zakangurza
mam globus
na antypodach
itinerariusz obłąkańczy
przyjąłem wyruszyć
w kraje orientu
przypuszczalnie
z podniesionym czołem
indie i inne
takie tam
kolonialnie
uczłowieczyć po ludzku
rozrysować panie said
pani spivak przepraszam
na zachodzie bez zmian
z maczetą i po
angielsku
w łódce nie licząc psa
przywożę kilogram
kultury w kalesonach
bryczesach rozmiar m
tiwi lizowany
zafascynowany
przybywam oglądam
i nazywam
teraz
opowiem wam
kim jesteście
byliście tylko
będziecie dopiero
to mniam
to fuj
to ala
to kot
to bóg
barter
po straganie
chodzą za mną
(rozpaczliwie)
rozciapciane papucie
najprawdopodobniej
mówi mi
tuż za rogiem
w damaszku
czy stambule
cygan że ma
nosa
i do tego
złotego zęba
wymieni
na takie cudo
kurczak gong bao
koło budek
chłopcy z placu
żywią y bronią
mara czerwcowa
nim pod słońce
skurczy się widoczność
zjarani flisacy
uwiną kijem wisłę
nawrócą na nowo
namieszają
namesjaszą
masajem w pontonie
wpłyną
na suchego przestwór
hipo
potamu
smutek
tropików
klod
siedzi
sztywnym
wskaźnikiem
dłubie w
ostatnim
dobrym
dzikim
ślina
cieknie
kap
kap
kocha
nie kocha
moje
drogie szczepy
cudne
prymitywy
mądre
bororos
nambikwara
tupi-kawahib
vulevu
kusze
awekmła
kto ty
jesteś
jaki znak
twój
o
pochodzeniu
i
podstawach nierówności
nie
rozmawia się przy stole
sztama
społeczna
na ziemi
uwalane
gliną genitalia
ruso
poranna rosa
motyle
biega na
golasa
emil
nie
przyniosłem wam
paciorków
perkalików
więc
wypierdalaj
ty
nie
zostaniesz indianinem
wykopaliska
pojechałem na okrętkę
ogródki zobaczyć w końcu
rośnie co czy na początku
wschodzi i kędy zapada
podmiejską kolejką wyobraźni
tylko trzy przystanki
będąc dzieckiem posiałem tu wiele
szlachetnych kamieni
bezpowrotnie
tamte strony zachodzę
w głowę
i dalej
mówią że piszę
kiełkuje litera samotna
czarna wyspa jak węgiel
zatapiam ją w ocean
w metan meta
sztygar hiper-robociarz
w przyszłości odkopie
o mnie całą prawdę
z biodra zrzuci
beskid
spageti istern w samo południe
słońce połoninę rozgniata
wypływa miąższ
na serpentyny jaszczurek
spójrz tam
odległość dzieli nas od świata
krople cisną na usta słowo
ta chmura jest
brzemienna w przyszłość
eneduerabe
skaczą smyki
skakanki szkraby
w gumę się pętlą
zaklęcia eus deus
kosmadeus
uważaj
mówi ciotka
nie odchodź
za
trzepak
za
pamiętaj
podwórko
ajn
cwaj
draj
odliczaj
światy
możliwe
od naj
do jan
chałupy łelkam tu
latawce
flądry bambino
miejscowy posejdon
pomyka skuterem
tryton hippokamp
tak pewnie kląłby
herbert z leżaka
lecz w gruncie rzeczy
jest to sprawa smaku
tak smaku
lody
lody dla ochłody
wiaderka łopatki pisemka
na ręczniku pani topless
młode wilki stare słonie
haselhofy
pamele klaty brzuchy
patrole mentole pety
chudzi poeci przed debiutem
wypychają wierszami
kąpielówki z wojaczkiem
mewa narobiła
katharsis
z litości i trwogi oczyszczam
zbezczeszczony ręczniczek
rołming
wpadłem
kara za zuchwałość
sięga poza sygnał
narzecza sori sori
ja
karentli anewejlibul
skręconym karkiem
zasięgam pół kreski
tse – tse
komórkę
tse – tse
i nic
safari
lew
ksem
za krzywym
grzywem
łajkiki łaj
postanowione
spakować i wyjechać
hen
zboczyć siebie
na dobre oddalić
nie hurgadzie
nie halkidiki
w dzicz bracia
siostry wpuszczę
suszy język
pustyni się
dżungli
praży
pragnienie
egzotyka tropiki
biała plaża
łajkiki
łajkiki
kuba
maska
jak wulkan gorąca
złażę z szewroleta
lata pięćdziesiąte
hose marti
szapo ba przed
pomnikiem błena
vista gra
De Alto Cedro
voy para Macané
Luego a Cueto
voy para Mayarí
zmarł
ibrahim
nie fer
pyrkocze wiatrak
pa pa pa pa
patriotycznie
tynk obłazi po sznurkach
z praniem z bogiem
sprawa
czegewarzą przekupki
po straganach
poniedziałek kastro
wtorek kastro środa
kastro czwartek
kuba libre
hawana zrolowana
na udzie
mucha siedzi małe
cygarzy cygarko
pykasz w co tu palę
stieg larsson spotyka pannę marple
powroty w tamte strony
zamknięte na lipcu
on właśnie odkrył piasek
wszedł w litery
przyczaił się po czym wpadł
jej w oko do końca turnusu
na zabój
karaibska tajemnica
sam wiesz
spotykam dwie
pod moją klatką
w turbanach
staruszki zdaje się
na ciebie
lasy deszczowe
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
na końcu języka
trawa paruje słońcu
czujesz to między słowami
pod piętą szóstego zmysłu
na parterze ciała
mówisz żebym nie patrzył
to jedyne co robię
rozbieram wzrokiem
każde źdźbło
fonem po fonemie
aż wybrzmi lato
plejlista wieczorna
uku lele
hono lulu
spółdzielnia eden
pismo z daleka
bez znaczka
władza pisze
że pergola
wi za wi prawnie
nie może przyjmować
mojego kubła
władza nazywa
śmietnik pergolą
to ładnie
żyje się łatwiej
z tym
że poniekąd
egzotyka
na miarę
okruszki z gołębi
wysadzane sadzą
okienka panienki
palemki pieski
na pieskach
dymu dymu
się pergolą
wade me kum
pójdź ze mną
wade
mój kumie
bracie mniejszy
w tropikach
wiernie odganiaj
maczetą
frenetyczne wizje
malignę moskity
prozę sprośną
poezję wzniosłą
szukaj
jadalnych korzonków
i obserwuj mrówkę
wielkości pięści
wiem
przesadzam
hiperbola
babol hiper
hyperbaton
tu wtręt
z herbatą
zieloną mi
i spokojnie
zaparz
piętaszku
herbatę
w czajniczku
ja tymczasem
dalej
możesz wziąć ze sobą
bandżo tam i grać
noł łomen noł kraj
pieśń o poszukiwaniu
ojczyzny
pozytywną pieśń
ale po prawdzie
głupio tak z bandżo
tak w busz
no cóż
entropia
się
kosmos rozszerza
ciała naprzód
wizja lokalna
dziwnie na noc
odgrzane nudle
zjeść z papierka
nie wiedzieć czemu
śnią się tajki potem
zlane
całe
w drobne cycuszki
zimbabwe
z pierzyny na świat
paluch wystaje
poranny rekonesans
azymut paznokcia
wyznacza kierunek
stopiej wyprawy
stop
jaki chłód
santa maria
płynie
krzysztof paluch
rozkulbacza barłóg
kolumbi sobie pomału
a za nim ciało
przyciąga
przeciąga
wygniecione
rozmemłane
zimbabwe
za oknem stara śpiewka
maj spejs aż
niedziw
bierze
pierwsza przestrzeń
póki co
staram się nie myśleć
singapur czy skałka
lastryko
póki co
pierwsza przestrzeń
reszta niewątpliwie przyjdzie
nagle pewnie
wiara trans
tańczący derwisze
illinx z allegro
gówniarska ignorancja
zamienia mistykę na punkty
w kejefsi
ewentualnie
zachwyt spływa po pejzażu
wycinanki łowickie
pola obłoczki boże krówki
na główce tupecik
księdza twardowskiego
brzózka kwiatuszek
duszyczka
nie boję się
gdy ciemny giez
winetu
miejscowi wróżbici
plują do kałuży
co tam im
wyjdzie to
się zobaczy
bloki czoła mają
w totem skierowane
w to tamten
huśtawka skrzypi
barwy wojenne
dobrze
my już wiemy
gdzie
żydy gdzie
pedały
kto górą
kto dołem
kopie pod kim
topór
sunę
jednym
zaciągnąłem się haustem
pod piracką banderę
sunę bracie
sunę
niby-landia
odkąd zacząłem być poetą
na godziny
ryby opalizują w strumieniu
a gołąb nie patrzy jak dawniej
każdy kamyk uwiera
w bycie bywa
też bezmiar radości
koty i słowa wygrzewają się
w leśmianach słońca
tramwaj znów jedzie donikąd
odysyłam list do penelopy
słuchaj dzieweczko
przed salonem paczinko
pomarszczony japończyk
(ona nie słucha)
wgryzł się w miskę ryżu
bez ucha
jednym mięsistym zdaniem
przekąsił mnie na
pół
w suszi mi na
pluł
fu
tu
rysta taki
jak pragnę
itaki
neszynal dżeografik
pan z czwartego
na równik ma pokój
w żyra fi rany
po deszczu
nie wiem czy tu byłeś
kamienice puściły soki
mdła żywica w bramach
branki
odysy w roleksach
odkąd
umarł jańcio wodnik
wszystko złe się rozlazło
złorzeczy na zewnątrz
riksze rozjeżdżają
dżdżownice w kałużach
na wymianie
już słyszę jak to czyta
student zza granicy
ju ken dens
i szopen
tylko to nas łączy
rok dwa tysiące dziesięć
fortepian sięgnął uszu
nokturn spływa rynną
na kocie łby
miau
być pogodny dzień i będzie
po deszczu zawsze jest czas
wieść gminna
pod krzywą jabłonką
menele grają zębami w warcaby
od wszelkiego złego
stara baba ma czosnek w kieszeni
patrzy okiem i spluwa gębą
rometami mkną umorusańce
bez trzymanki na soczystej kurwie
biorą oes
kapliczka z frasobliwym
chyli się ku polom
wieczór już i pierwsze
jabole rozpalają niebo
podróż za jeden uśmiech
ot wakacje z duchami
nie karmić zwierząt
prowincjonalne zoo
nieznana mi bliżej
prefektura
krzyk dzikich ptaków
gęsta mgła
widzę rzęsisty szary
deszcz bambusów
pan cogito
moknie w krzakach
prosimy nie karmić zwierząt
w kilku językach
nie przeżyłem nic
wielkiego
ale się staram
o
panda
patrzy czarnym
biały pan
da
pan da
koluszki
widziałaświdziałeś
o tam i tych uwaga
uwaga
ich pociąg nie nadjedzie
prawdopodobnie
dlatego budują twierdzę
z walizek podróżnych
plecaków tutaj
się osiedlą zaczną płodzić
to i owo zbroją zmajstrują
na taśmę śrubą nożykiem
aż klapnie lub urośnie
wreszcie we śnie
perony im różowieją
gwizd słychać turkot
wielki błękit
bryza
się rozbryzga
pies wskoczył
mówią mu
azor
wywiesił jęzor
akcja reakcja
kolonie na wakacjach
pogoda daj boże
daj czipsa
o smaku o rany
zimna woda
co nie
wiara czyni
cuda
weź wskocz weź
patrz kaśka i marcin
chodzą
a ty ile
wytrzymasz pod wodą
tetmajerki
lubię kiedy kobieta
tu przerwa
na tadż mahal
wojeryzm
patrzysz
buszuję w zbożu
patrzysz
parzę inkę
parzymy się
takie szybkie
maczupikczu
serfing
falliczna fałda
z białym na
wierzchu hokusai
rozkutasza fale
hokus pokus
drzeworyt
deska bije
pianę w oku
na słuchawkach
murakami kafka
nad morzem
strzemińszczę wzrok
który
która
trzydzieści sześć po
widoków
na górę fudżi
plażowi chłopcy
arubadżamejka
oajłonatejkja
tubermudabahama
kamonpritimama
kilargomantigo
bejbiłajdontłigo
wyspo prosperuj
mój burze
acotoza kaliban
?
jaźni
zwieracze puściły
raport oblężonego em
do em
jeden em dwa em trzy
odbiór
morsem enigmą puszczam
oko nerwy emocje
z mojego em
nie żyje już wielu poetów
na wiele liter
ziemia jałowa
rodzi hojnie co może
płodność jest przypisana do ziem
odzyskanych kresów
także do centrum licznych powstań
na metr kwadratowy
poezja od morza do morza
szlakiem bursztynowym
wójtowie sprowadzą laury
złoto kadzidło mirrę
dziarsko zapełniają się półki
sklepów kolonialnych pewexów
(marynarz z baltony
niesie opróżnione szuflady)
do zamorskich powiatów
przybijają statki
znaczone godłem cynamonu
różą anagramem
żąró
gandalf siedemnaście
zielonych elfów i czarodziejka
otwierają granice na światy równoległe
tymczasem
jarosław marek pisze z milanówka
oficjalnie
jeże i krety wymiotują w agrestach
nike się waha
tamtego popołudnia
gdy czytałem osiemdziesiąty drugi wiersz o papieżu
całowałaś mnie niepohamowanie
mironki
ze
słych słów
rozciąg ć
się wyp
leźć
iść
pan tarkowski lat czterdzieści sześć z zawodu postać
fikcyjna
śni staś śnieg
a potem skwar
szał
derwiszy taniec
młodość śni staś
baobab bao
bez pisku nel
bez saby pyska
tylko ja
ja
sznel
baobab bab
cudownie rozłożysty
kopiec namiętnych
nagich ciał
ona na ona
ona na ona
stasia dotyka
tam
tam
tam
(serce łomocze
staś bierze)
błogo słodko
(na prześcieradle
zwija się w embrionek)
w tym śnie
w tym śnie
gdzie nawet kali
ma mniejszego
mesydżynebotyl
świeżo zbezludzony
na piachu
nieodkrytej wyspy
wpycham do butelki
stop
nie ratować
stop
wiersz w stylu eko
pytam chłopcze
czy ty rozróżniasz
szkło barwne od nie
wyrzucaj baterii
mówi pismo
w najbliższym lesie
drzewa szumią
gloria victis
to się nie zmieni
tu trupek tam krzyżyk
oponka kartonik
azbeścik
tradycja się nawozi
więc nie deptać
zobaczyć sycylię i umrzeć
koza nasza
powszednia
nie taka brando
paczino
na szaro zrobione
lukierki mazurki
żałobne kocham cię
polsko czarna
madonno
mój konsiliere
juliuszuadamie
to nic osobistego
ot ucieczka
spekulatywna
sad cichy don
włoskie kozaki
wszystkie na vespach
po wyspie brum
śniade księżniczki jadą
w chustach multo gusti
dzbanki i sery
cykady prześcieradła
rozczesane
równo w owieczki
we wzgórki we honor
konfetti
gramofon gra mafii
drupi
frutti dżelato kapo
di tuti kapi
wołanie
żądam prawa do
widzenia do jutra
nad zatoką san
rzeką gdzie
kolwiek kto
taka karma
ciężka zima
nosorożce słoninę
żrą z drucików
prowincjałki
siedzą te trzciny
myślące
pod spróchniałymi
chatami
matule opatulone
chełmońskim gierymskim
nad nimi bociany lecą
jeden bocian
drugi liczą paluchami
po niebie
chmura jak traktor
pan to traktor
nie wyzywaj mnie
nadaremno
masz babo placek
nie powiem na pastwisku
żeby to robiło
wrażenie metafizyczne
krowa
trzeba przyznać że nawet
z nazwy nie bardzo
ogon tylko łata
na łacie
cycki na wierzchu
świnia
do geparda daleko
dopiero staje okoniem
jak się do niej dobrać
przeżuć taką krowę
na cztery rozłożyć
dostać się przez żwacze
czepce trawieńce
do ksiąg tajemnych
i odczytać krowę
całe wiadro wydoić
znaczeń tłustych
z krową się staje
twarzą w ryj
przejrzysta
pusta prawda
ma krowie oczy
odbija
moją zdziwioną
nieoczywistość
ogłoszenia drobne
szwaczki
chałupników zatrudnię
stopą dotknę bosą
murzynka niepokalanego
uda się udar
jastrzębia góra
przegrzana kopuła
półkule spółkują
antykoncepcyjny
jaki to
krem bez filtra
kipi czerp
gołe się kręcą
na rurkach szaszłyki
ciep ciep
wabię pawiany
skojarzeń narcyzy
resztki rozsądku
na zdrowie krzyczą
wisław się
wreszcie
nie ma rozpusty
gorszej niż myślenie
na grządce
w wagonach
pot spływa
tłusta oliwa
uch - jak gorąco
puff - jak gorąco
wykluwam
małe dodo
nieistniejącą ideikę
sierpień
wieczór na bałtyckich pocztówkach
intensywny kolor landszaftu
mały budda klepie się po brzuchu
ukończył pałac o siedmiu wieżach
koronowany zgniłą szyszką
świat się domyka
lubiłaś przychodzić pod tę starą budkę
szyld obłaził z gofrów trzeszczały sosny
zapach piasek igliwie
widzisz
zapach jest najważniejszy
rano
przyleci rybitwa czubata
przekrzywi łeb i popatrzy
ale na razie wieczór rozchyla drzewa
ku sobie
księga wyjścia: voodoo
jużjuż
tyle co za próg
tylko drzwi najpierw
czy zamknięte
dobrze
i gaz koniecznie
czy zakręcony
całkiem
klamką potrząsnąć
wyjść
tylko drzwi najpierw
tylko drzwi
Szwaczki najlepsze. Lubię lapidarnie.
OdpowiedzUsuńna każdym kroku staram się lapidarnie, choć niekiedy jest l a p i d a r n i e j ;]
OdpowiedzUsuń