WPIS NA BLOKU (FRAGMENTY)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

piątek, 15 czerwca 2012

Kranarek - inżynieria genetyczna w służbie armatury












ćwir z lamusa - albo kilka staroci


fru



motyw ptaka
to było wiele
razy
lecz co zrobić
gdy latam po
snach
                  fru
wam
i sobie 
                  fru
gdzieś w
                trans
bez
                 cen
bez za
             dencji

po prostu
                  fru



  

nagła śmierć dźwięków


trąbki słychać
trąbki grają
jerychońskie

zamarło
cisza

rozchełstane ucho
-
eustachiusz
wybebeszony






dysleksja lucyperis


tato
tu pod drzewem
leży szatan

kasztan
synu
kasztan

z drzew lecą liście
na małe
             małe
różki
             to rośnie
zło





pierwsze chodzenie z listą św. pawła do społem



wieje jesiennie
proszę ja ciebie
a ja do społem
a ja wychodzę
sennie trzykrokiem
półmarszem

schodek
schodek
schodek

a propos jesiennie –
jesienina
wstyd się przyznać
z rana skończyłem
na kibelku
a teraz jesiennie

schodek
schodek
schodek

czuć kotem na klatce
myślę sobie
proszę ja ciebie
że to niedobrze
że kotem
że na klatce
że znowu

schodek
schodek
schodek

a tu tak kotem je
bie

ciebie
proszę ja ciebie

oto słowo moje





zestaw małego demiurga



sobota po pięć
dziesięć
piętnaście

w kucki
patykiem
rozdzielam świat

winniczki na lewo
mrówki na prawo





ptaki północy


śpią w siebie
dziobami
pod skrzydła

kluczem
śpią w siebie

lecą






ars amandi


prze
praszam
prze
chodzę
prze
z
panią






mzk


zima
płatki powiek opadają tak wolno
tak wolno jadą myśli upchnięte w autobusach
linii podmiejskich
wspomnienia toczą się zygzakami
od zaspy do zaspy
zima
od zaspy do zaspy
mróz
nie liż szyby jak to masz w zwyczaju
świata nie da się badać tylko smakiem
potrzyj ręce o twarz
sprawdź czy to jeszcze twoja
czy nie podmienili w tłoku
w ścisku
               zima
mróz w głowie
potrzyj ręce o mózg
poparuj poparuj
popracuj jeszcze posłuż
bo
na razie
przed oczami śnieg
na razie
zima







dies irae –  załącznik nr 012


duszę

po ważeniu
i mierzeniu

należy

rozłożywszy
strzepnąć





pierydy



przechodniu
powiedz pierii

tu lecim
jej córy

piskliwy klucz
piór dziewięciu

zemsta z ziarenek
tragedia słoninki

proscenium na
jednej nóżce







odmrożenie



nierozważnie jest
bez czapki

lodowisko
             na zatoce

to
się ścina
to
się ślina

ślini
zamiera
to

myśl
kostnieje








brunona schulza i innych wiernych litania



nie opuszczaj
gdy jest bieda
                    pani

nie odkładaj
gdzieś na półkę
                    pani

nie zastawiaj
po lombardach
                    pani

pani zmiłuj się
nad pa
nami
takimi jak ja
                  pani
ukaż
ukarz obcasami
objaw
                  pani
                  pani
nogi
całować
                  pani







 jazz ornitologa


pięciolinia wróbli
rozciąga szczebiot

zwrotnikiem
wysokie napięcie
opada po podróży

dyszą dalekomorsko
wyciągają tupolewy
i grzeją

zaraz po znajomych
polach rozlecą się
synkopą








zasadziłem sadem


aloha na sznurze się suszy
hawajskie koszule i gatki
jeloł bahama w jabłoniach

dziewczyną hamak chybocze
prywatny atol bikini

wybucham w chruśniaku
maliną

cichutko

teraz
ja
sz









kilo udźca raz!


so-ma
ma-so
sa-do
ma-so

mięso
mięso







doktor livingstone, jak sądzę


białe się odznacza
białe się wyróżnia

dobrze widać
gdy białe
w krzakach wypnie








poniedziałek, 11 czerwca 2012

jak ćwir - to z drzewa




drzewo
podobno każde 
tysiącem słów i cisz 
z osobna budowane
 wypacza chodniki odwiecznie
 badacze twierdzą że z całych 
zdań rośnie jedno kruche drzewo
o konstrukcji całkiem współrzędnej
najczęściej jednak wytyczane są 
krzywe gałęzie nad i podrzędne 
pełne ukrytych retoryk z liści
śpiewu rudych średników
krzykliwych cudzysłowów
w konarach korniki ryją 
spróchniałe archaizmy
zapomniane dialekty
podobno każde
drzewo
czerpie
z  pnia 
słojów
liter
które
płyną
zawsze
 korzeniami
k o r z e n i a m i
k  o  r  z  e  n  i  a  m  i
k   o   r   z   e   n   i   a   m   i
k    o    r    z    e    n    i    a    m    i
k     o     r     z     e     n     i     a     m     i
k      o      r      z      e      n      i      a      m      i
k       o       r       z       e       n       i       a       m       i
k        o        r        z        e        n        i        a        m        i

ćwir myśliwski: darz bór i powitanie z bronią


hemingłej nie odpuści


nad rzeczką
opodal krzaczka
strzał kaczka

oto ćwir - ecce novo-homo


ćwir szósty - gdzie się podziały tamte komunie niezapomniane




uśmiech
całus
jezus

piątek, 8 czerwca 2012

kur zapiał po trzykroć = ćwir czwarty (szpargał znaleziony w starym-poście)

jestę literatę



namnożyło się naplotło
słów na świecie
w wylęgarniach kolektywnie
i na boku

sprawnie – prędko – bezboleśnie
to przy lampce to przy cieście
w domu w knajpce na
serwetce

(a uniwer – dajmy na to
                     wciąż nie – sytet)

kaw trzy cztery wieszczy wiersz
powieść mała dysertacja
sagi tom nie pomnę który o
rzesz kowa !
                   (sorry dzieci)



czwartek, 7 czerwca 2012

ćwir poetycki

Eksperyment nie lada - tom poezji w postaci jednego posta - szał w karmniku 
(znaczna część poniższych wierszy do znalezienia w "Tyglu Kultury", "Arteriach" oraz "Red.")




PRAGNIENIE

TROPIKÓW


hipoterapia


zakręć zatrzymaj
ten żółty pod palcem
to czarny
                ląd
zwierzę
czterokopytnie beznogie
głowa konia z okiem
jezioro wiktorii
i somalijskie ucho
podrap za
połóż na
się
pojeźdź




mejdynczajna


skwierczę
w skwarze gotuję

instant in statu
nascendi
skośne mętne żółtawe
mieszam chochlą
jak wiedźma

bulgoczę masturbuję
z chińskich ziół
ciągnione treści

w trawie leży lao-tse
lao mówi

słowa nie są piękne
piękne słowa
nie są prawdziwe

lao dobrze mówi

duchota i mandaryński
benzoesan adidasa
aspartam z melaminy
chinina z chiniątek
wilgoć
na czole mao
na stopie but
mój szu najki szu
lao
zakopał w bluszczu
najki koloru blu

krzyż
nakreślam w powietrzu





wystachurz się


buty z cholewami
jeszcze niedeptane
choć je wychodź
no chodź

stare psy
nocą popierdują
jęczą koty
w mirabelkach

naiwna
cała jaskrawość
w tu i teraz

liście unoszą basen
siostro

zobacz
nim za późno





aborygenizacja


koala zakangurza

mam globus
na antypodach






itinerariusz obłąkańczy


przyjąłem wyruszyć
w kraje orientu
przypuszczalnie
z podniesionym czołem
indie i inne
takie tam
kolonialnie
uczłowieczyć po ludzku
rozrysować panie said
pani spivak przepraszam
na zachodzie bez zmian
z maczetą i po
angielsku
w łódce nie licząc psa
przywożę kilogram
kultury w kalesonach
bryczesach rozmiar m
tiwi lizowany
zafascynowany
przybywam oglądam
i nazywam
teraz
opowiem wam
kim jesteście
byliście tylko
będziecie dopiero
to mniam
to fuj
to ala
to kot
to bóg






barter


po straganie
chodzą za mną
(rozpaczliwie)
rozciapciane papucie

najprawdopodobniej
mówi mi

tuż za rogiem
w damaszku    
czy stambule

cygan że ma
nosa
i do tego
złotego zęba
wymieni
na takie cudo







kurczak gong bao


koło budek

chłopcy z placu
żywią y bronią






mara czerwcowa


nim pod słońce
skurczy się widoczność
zjarani flisacy
uwiną kijem wisłę
nawrócą na nowo
namieszają
namesjaszą
masajem w pontonie
wpłyną
na suchego przestwór
hipo
potamu







smutek tropików


klod siedzi
sztywnym wskaźnikiem
dłubie w ostatnim
dobrym dzikim

ślina cieknie
kap
kap

kocha
nie kocha

moje drogie szczepy
cudne prymitywy
mądre bororos
nambikwara
tupi-kawahib
vulevu
kusze
awekmła

kto ty jesteś
jaki znak twój

o pochodzeniu
i podstawach nierówności
nie rozmawia się przy stole

sztama społeczna
na ziemi
uwalane gliną genitalia
ruso poranna rosa
motyle
biega na golasa
emil

nie przyniosłem wam
paciorków perkalików

więc wypierdalaj
ty
nie zostaniesz indianinem






wykopaliska


pojechałem na okrętkę

ogródki zobaczyć w końcu
rośnie co czy na początku
wschodzi i kędy zapada

podmiejską kolejką wyobraźni
tylko trzy przystanki

będąc dzieckiem posiałem tu wiele
szlachetnych kamieni

bezpowrotnie
tamte strony zachodzę

w głowę
i dalej

mówią że piszę

kiełkuje litera samotna
czarna wyspa jak węgiel

zatapiam ją w ocean
w metan meta
sztygar hiper-robociarz
w przyszłości odkopie
o mnie całą prawdę
z biodra zrzuci







beskid


spageti istern w samo południe
słońce połoninę rozgniata
wypływa miąższ
na serpentyny jaszczurek

spójrz tam
odległość dzieli nas od świata

krople cisną na usta słowo

ta chmura jest
brzemienna w przyszłość








eneduerabe


skaczą smyki

skakanki szkraby
w gumę się pętlą
zaklęcia eus deus
kosmadeus

uważaj
mówi ciotka
nie odchodź
za
trzepak
za
pamiętaj
podwórko

ajn
cwaj
draj

odliczaj
światy
możliwe

od naj
do jan







chałupy łelkam tu


latawce
flądry bambino
miejscowy posejdon
pomyka skuterem

tryton hippokamp

tak pewnie kląłby
herbert z leżaka

lecz w gruncie rzeczy
jest to sprawa smaku
tak smaku

lody
lody dla ochłody
wiaderka łopatki pisemka
na ręczniku pani topless
młode wilki stare słonie

haselhofy
pamele klaty brzuchy
patrole mentole pety

chudzi poeci przed debiutem
wypychają wierszami
kąpielówki z wojaczkiem

mewa narobiła
katharsis

z litości i trwogi oczyszczam
zbezczeszczony ręczniczek






rołming


wpadłem
kara za zuchwałość
sięga poza sygnał
narzecza sori sori
ja
karentli anewejlibul       

skręconym karkiem
zasięgam pół kreski
                   tse – tse
komórkę
                   tse – tse
i nic






safari


lew
ksem
za krzywym
grzywem







łajkiki łaj


postanowione
spakować i wyjechać
hen
zboczyć siebie
na dobre oddalić

nie hurgadzie
nie halkidiki

w dzicz bracia
siostry wpuszczę

suszy język
pustyni się
dżungli
praży
pragnienie
egzotyka tropiki
biała plaża
                łajkiki
                łajkiki








kuba

maska
jak wulkan gorąca
złażę z szewroleta
lata pięćdziesiąte

hose marti
szapo ba przed
pomnikiem błena
vista gra

De Alto Cedro

voy para Macané 

Luego a Cueto
voy para Mayarí

zmarł ibrahim
nie fer
pyrkocze wiatrak
pa pa pa pa
patriotycznie
tynk obłazi po sznurkach
z praniem z bogiem
sprawa

czegewarzą przekupki
po straganach

poniedziałek kastro
wtorek kastro środa
kastro czwartek
kuba libre

hawana zrolowana
na udzie
mucha siedzi małe
cygarzy cygarko

pykasz w co tu palę








stieg larsson spotyka pannę marple


powroty w tamte strony
zamknięte na lipcu

on właśnie odkrył piasek
wszedł w litery
przyczaił się po czym wpadł
jej w oko do końca turnusu

na zabój
karaibska tajemnica







sam wiesz


spotykam dwie
pod moją klatką
w turbanach
staruszki zdaje się
na ciebie







lasy deszczowe



| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |
| | | | | | | | | | | | | | | |









na końcu języka


trawa paruje słońcu

czujesz to między słowami
pod piętą szóstego zmysłu
na parterze ciała

mówisz żebym nie patrzył
to jedyne co robię

rozbieram wzrokiem
każde źdźbło
fonem po fonemie
aż wybrzmi lato






plejlista wieczorna


uku lele
hono lulu







spółdzielnia eden


pismo z daleka
bez znaczka

władza pisze
że pergola
wi za wi prawnie
nie może przyjmować
mojego kubła

władza nazywa
śmietnik pergolą

to ładnie

żyje się łatwiej
z tym
że poniekąd

egzotyka
na miarę

okruszki z gołębi
wysadzane sadzą
okienka panienki
palemki pieski
na pieskach

dymu dymu
się pergolą






wade me kum



pójdź ze mną
wade
mój kumie
bracie mniejszy

w tropikach
wiernie odganiaj
maczetą

frenetyczne wizje
malignę moskity
prozę sprośną
poezję wzniosłą

szukaj
jadalnych korzonków
i obserwuj mrówkę
wielkości pięści

wiem
przesadzam

hiperbola
babol hiper
hyperbaton

tu wtręt
z herbatą
zieloną mi
i spokojnie

zaparz
piętaszku
herbatę
w czajniczku

ja tymczasem
dalej

możesz wziąć ze sobą
bandżo tam i grać
noł łomen noł kraj

pieśń o poszukiwaniu
ojczyzny
pozytywną pieśń


ale po prawdzie
głupio tak z bandżo
tak w busz
no cóż






entropia


się
kosmos rozszerza
ciała naprzód







wizja lokalna


dziwnie na noc
odgrzane nudle
zjeść z papierka

nie wiedzieć czemu
śnią się tajki potem
zlane
całe

w drobne cycuszki







zimbabwe


z pierzyny na świat
paluch wystaje

poranny rekonesans

azymut paznokcia
wyznacza kierunek
stopiej wyprawy
stop

jaki chłód
santa maria

płynie
krzysztof paluch
rozkulbacza barłóg
kolumbi sobie pomału
a za nim ciało
przyciąga
przeciąga

wygniecione
rozmemłane
zimbabwe






za oknem stara śpiewka


maj spejs aż
niedziw
bierze







pierwsza przestrzeń


póki co
staram się nie myśleć
singapur czy skałka
lastryko

póki co
pierwsza przestrzeń
reszta niewątpliwie przyjdzie
nagle pewnie

wiara trans
tańczący derwisze
illinx z allegro

gówniarska ignorancja
zamienia mistykę na punkty
w kejefsi

ewentualnie
zachwyt spływa po pejzażu

wycinanki łowickie
pola obłoczki boże krówki
na główce tupecik

księdza twardowskiego
brzózka kwiatuszek
duszyczka

nie boję się
gdy ciemny giez





winetu



miejscowi wróżbici
plują do kałuży
co tam im

wyjdzie to
się zobaczy

bloki czoła mają
w totem skierowane
w to tamten

huśtawka skrzypi
barwy wojenne

dobrze
my już wiemy
gdzie
żydy gdzie
pedały

kto górą
kto dołem
kopie pod kim
topór






sunę


jednym
zaciągnąłem się haustem
pod piracką banderę

sunę bracie
sunę





niby-landia


odkąd zacząłem być poetą
na godziny
ryby opalizują w strumieniu
a gołąb nie patrzy jak dawniej

każdy kamyk uwiera
w bycie bywa
też bezmiar radości

koty i słowa wygrzewają się
w leśmianach słońca

tramwaj znów jedzie donikąd







odysyłam list do penelopy


słuchaj dzieweczko

przed salonem paczinko
pomarszczony japończyk

(ona nie słucha)

wgryzł się w miskę ryżu
bez ucha

jednym mięsistym zdaniem
przekąsił mnie na
pół
w suszi mi na
pluł
fu

tu
rysta taki
jak pragnę
itaki






neszynal dżeografik


pan z czwartego
na równik ma pokój
w żyra fi rany






po deszczu


nie wiem czy tu byłeś

kamienice puściły soki
mdła żywica w bramach
branki
odysy w roleksach

odkąd
umarł jańcio wodnik
wszystko złe się rozlazło
złorzeczy na zewnątrz

riksze rozjeżdżają
dżdżownice w kałużach

na wymianie
już słyszę jak to czyta
student zza granicy

ju ken dens
i szopen
tylko to nas łączy

rok dwa tysiące dziesięć
fortepian sięgnął uszu
nokturn spływa rynną
na kocie łby
miau
być pogodny dzień i będzie

po deszczu zawsze jest czas







wieść gminna


pod krzywą jabłonką
menele grają zębami w warcaby

od wszelkiego złego
stara baba ma czosnek w kieszeni

patrzy okiem i spluwa gębą

rometami mkną umorusańce
bez trzymanki na soczystej kurwie
biorą oes

kapliczka z frasobliwym
chyli się ku polom
wieczór już i pierwsze
jabole rozpalają niebo

podróż za jeden uśmiech
ot wakacje z duchami








nie karmić zwierząt


prowincjonalne zoo

nieznana mi bliżej
prefektura

krzyk dzikich ptaków
gęsta mgła
widzę rzęsisty szary
deszcz bambusów

pan cogito
moknie w krzakach

prosimy nie karmić zwierząt
w kilku językach

nie przeżyłem nic
wielkiego
ale się staram

o
panda
patrzy czarnym
biały pan
da
pan da









koluszki


widziałaświdziałeś
o tam i tych uwaga
uwaga

ich pociąg nie nadjedzie
prawdopodobnie
dlatego budują twierdzę
z walizek podróżnych
plecaków tutaj
się osiedlą zaczną płodzić
to i owo zbroją zmajstrują
na taśmę śrubą nożykiem

aż klapnie lub urośnie
wreszcie we śnie

perony im różowieją
gwizd słychać turkot








wielki błękit


bryza
się rozbryzga
pies wskoczył

mówią mu
azor
wywiesił jęzor

akcja reakcja
kolonie na wakacjach

pogoda daj boże
daj czipsa
o smaku o rany
zimna woda
co nie
wiara czyni
cuda
weź wskocz weź
patrz kaśka i marcin
chodzą
a ty ile
wytrzymasz pod wodą








tetmajerki


lubię kiedy kobieta
tu przerwa
na tadż mahal







wojeryzm


patrzysz
buszuję w zbożu
patrzysz
parzę inkę

parzymy się

takie szybkie
maczupikczu








serfing


falliczna fałda
z białym na
wierzchu hokusai
rozkutasza fale

hokus pokus
drzeworyt
deska bije
pianę w oku

na słuchawkach
murakami kafka
nad morzem
pod słońce

strzemińszczę wzrok

który
która

trzydzieści sześć po

widoków

na górę fudżi








plażowi chłopcy


arubadżamejka

oajłonatejkja

tubermudabahama

kamonpritimama

kilargomantigo

bejbiłajdontłigo








wyspo prosperuj


mój burze
acotoza kaliban
?
jaźni
zwieracze puściły







raport oblężonego em


do em
jeden em dwa em trzy
odbiór
morsem enigmą puszczam
oko nerwy emocje
z mojego em

nie żyje już wielu poetów
na wiele liter
ziemia jałowa
rodzi hojnie co może

płodność jest przypisana do ziem
odzyskanych kresów
także do centrum licznych powstań
na metr kwadratowy
poezja od morza do morza

szlakiem bursztynowym
wójtowie sprowadzą laury
złoto kadzidło mirrę

dziarsko zapełniają się półki
sklepów kolonialnych pewexów
(marynarz z baltony
niesie opróżnione szuflady)

do zamorskich powiatów
przybijają statki
znaczone godłem cynamonu
różą  anagramem
żąró

gandalf siedemnaście
zielonych elfów i czarodziejka
otwierają granice na światy równoległe

tymczasem
jarosław marek pisze z milanówka
oficjalnie
jeże i krety wymiotują w agrestach

nike się waha

tamtego popołudnia
gdy czytałem osiemdziesiąty drugi wiersz o papieżu
całowałaś mnie niepohamowanie







mironki
 
 
ze
słych słów 
rozciąg ć
się wyp
leźć 
iść







pan tarkowski lat czterdzieści sześć z zawodu postać fikcyjna


śni staś śnieg
a potem skwar
szał
derwiszy taniec
młodość śni staś
baobab bao
bez pisku nel
bez saby pyska
tylko ja
ja
sznel
baobab bab
cudownie rozłożysty
kopiec namiętnych
nagich ciał
ona na ona
ona na ona
stasia dotyka
tam
tam
tam
(serce łomocze
staś bierze)
błogo słodko
(na prześcieradle
zwija się w embrionek)
w tym śnie
w tym śnie
gdzie nawet kali
ma mniejszego








mesydżynebotyl



świeżo zbezludzony
na piachu
nieodkrytej wyspy
wpycham do butelki

stop
nie ratować
stop







wiersz w stylu eko


pytam chłopcze

czy ty rozróżniasz
szkło barwne od nie
wyrzucaj baterii

mówi pismo

w najbliższym lesie
drzewa szumią
gloria victis

to się nie zmieni

tu trupek tam krzyżyk
oponka kartonik
azbeścik

tradycja się nawozi
więc nie deptać







zobaczyć sycylię i umrzeć


koza nasza
powszednia
nie taka brando
paczino

na szaro zrobione
lukierki mazurki

żałobne kocham cię
polsko czarna
madonno
mój konsiliere
juliuszuadamie

to nic osobistego
ot  ucieczka
spekulatywna

sad cichy don
włoskie kozaki
wszystkie na vespach
po wyspie brum

śniade księżniczki jadą

w chustach multo gusti
dzbanki i sery
cykady prześcieradła
rozczesane
równo w owieczki
we wzgórki we honor
konfetti
gramofon gra mafii
drupi
frutti dżelato kapo
di tuti kapi









wołanie


żądam prawa do
widzenia do jutra
nad zatoką san
rzeką gdzie
kolwiek kto









taka karma


ciężka zima
nosorożce słoninę
żrą z drucików







prowincjałki


siedzą te trzciny
myślące

pod  spróchniałymi chatami
matule opatulone
chełmońskim gierymskim

nad nimi bociany lecą
jeden bocian
drugi liczą paluchami
po niebie

chmura jak traktor
pan to traktor

nie wyzywaj mnie
nadaremno









masz babo placek


nie powiem na pastwisku
żeby to robiło
wrażenie metafizyczne

krowa

trzeba przyznać że nawet
z nazwy nie bardzo

ogon tylko łata
na łacie
cycki na wierzchu
świnia

do geparda daleko

dopiero staje okoniem
jak się do niej dobrać
przeżuć taką krowę 
na cztery rozłożyć

dostać się przez żwacze
czepce trawieńce
do ksiąg tajemnych
i odczytać krowę
całe wiadro wydoić
znaczeń tłustych

z krową się staje
twarzą w ryj



przejrzysta
pusta prawda
ma krowie oczy

odbija
moją zdziwioną
nieoczywistość








ogłoszenia drobne




szwaczki


chałupników zatrudnię

stopą dotknę bosą

murzynka niepokalanego









uda się udar


jastrzębia góra
przegrzana kopuła
półkule spółkują

antykoncepcyjny
jaki to
krem bez filtra

kipi czerp
gołe się kręcą
na rurkach szaszłyki

ciep ciep
wabię pawiany
skojarzeń narcyzy

resztki rozsądku
na zdrowie krzyczą

wisław się
wreszcie

nie ma rozpusty
gorszej niż myślenie
na grządce
w wagonach
pot spływa
tłusta oliwa

uch - jak gorąco
puff - jak gorąco

wykluwam
małe dodo
nieistniejącą ideikę









sierpień


wieczór na bałtyckich pocztówkach
intensywny kolor landszaftu
mały budda klepie się po brzuchu
ukończył pałac o siedmiu wieżach
koronowany zgniłą szyszką

świat się domyka

lubiłaś przychodzić pod tę starą budkę
szyld obłaził z gofrów trzeszczały sosny
zapach piasek igliwie

widzisz
zapach jest najważniejszy

rano
przyleci rybitwa czubata
przekrzywi łeb i popatrzy

ale na razie wieczór rozchyla drzewa
ku sobie









księga wyjścia: voodoo


jużjuż
tyle co za próg

tylko drzwi najpierw
czy zamknięte
dobrze

i gaz koniecznie
czy zakręcony
całkiem

klamką potrząsnąć
wyjść

tylko drzwi najpierw
tylko drzwi